dodano: 2022-03-09
Iweta Faron z powodu kłopotów żołądkowych nie wystartowała w biathlonowym biegu na 10 km, ale powinna być gotowa na środowe sprinty. Na tym samym dystansie w kat. siedząc Monika Kukla była 10. Również na 10. miejscu ukończyli bieg Paweł Gil z przewodnikiem Michałem Lańdą w kategorii osób niedowidzących. Pokazali za to świetne strzelanie – Paweł chybił zaledwie trzy strzały na 20.
Iweta przechorowała całą noc i rano nie była w stanie wystartować. Jednak mimo osłabienia odraczała decyzję o rezygnacji z biegu na 10 km aż do końca i ostatecznie poddała się 30 minut przed startem. – Niestety tak to bywa u zawodników, że dopadają ich takie przypadłości. Najważniejsze, że Iweta czuje się coraz lepiej, robimy wszystko żeby była w optymalnej formie na kolejne starty. Perspektywy są optymistyczne i w środę powinna pobiec w sprincie – mówił szef misji medycznej, Jarosław Bortnowski.
Monika Kukla w swoim drugim starcie na igrzyskach paraolimpijskich w Pekinie przełamała tremę debiutantki i wypadła nieco lepiej, zwłaszcza na strzelnicy. W sobotę zaliczyła aż sześć pudeł na dwa strzelania, tym razem siedem na cztery. – Liczyłam na dużo lepszą celność, ale ta wysokość robi swoje i sprawia, że oddychanie jest trudniejsze. Ciężko mi jeszcze opanować tętno podczas strzałów. Robię postępy i wiem, że mogę jeszcze dużo poprawić, żeby zyskać dodatkowe sekundy. Rozmawiam o tym z trenerką Eweliną Marcisz i podpatruję renomowane rywalki jak Oksana Masters (po sobotnim złocie, dziś zdobyła srebro ustępując rodaczce Kendall Gretsch) – mówiła Monika.
Kukla opowiada, że tym razem zrobiła wszystko, żeby odegnać pecha, który dopadł ją pierwszego dnia startu, kiedy zatrzasnęła drzwi pokoju i nie mogła wejść, rozlała kawę na stołówce, a potem zaciął jej się karabinek. – Od razu rano założyłam na szyję akredytację z kluczem, na stołówce była dużo wcześniej, żeby się nie śpieszyć ze śniadaniem. Przestrzelony karabinek tym razem nie zawiódł – mówiła. – Niestety znów zawiodłam ja. O ile przestrzelenie znów poszło niemal perfekcyjnie, w trakcie startu nerwy dały znać o sobie. Od razu oddech przyśpieszył i wyszło jak wyszło. Ale zamierzam pracować nad sobą, żeby się wzmocnić mentalnie. Jeszcze przed wyjazdem zaczęłam pracę z panią psycholog i już widzę różnicę. Już mnie nie odcina, jak kiedyś. Mam nadzieję, że już kolejne starty w Pekinie będę odrobinę lepsze pod tym względem.
Paweł Gil, który z przewodnikiem Michałem Lańdą zajął 10. miejsce w biegu na 10 km w kategorii osób niedowidzących, również bardzo poprawił strzelanie – miał tylko trzy niecelne strzały na 20. Rywale pudłowali dużo więcej, niestety okazali się dużo silniejsi na trasie.
– Bieganie nie poszło nam najlepiej. Mogliśmy być dużo wyżej. Zabrakło mi sił pod koniec, czuję na sobie, że biegamy na dużej wysokości – mówił Paweł. Dodał, że strzelanie mogło być jeszcze lepsze, ale podczas trzeciej wizyty na strzelnicy wylosował karabin z bardzo ciężko chodzącym spustem. – Przeciągnąłem spust i karabin uciekł mi na bok. To błahy błąd na tym poziomie, nie powinien się zdarzyć, dlatego bardzo mnie to uwiera. Normalnie bym trafił, a tak dostałem kolejne 150 m do przebiegnięcia – opowiadał.
– W grupie „wzrokowców” zawodnicy mają do dyspozycji 12 karabinów, które losowo są im przydzielane na strzelnicy. Inaczej niż Iweta Faron czy Monika Kukla, które w swoich kategoriach mają własne, spersonalizowane karabiny, dzięki czemu łatwiej im się z nimi obchodzić. Z naszymi ciągle jest jakieś utrapienie. Mamy pół godziny, żeby je przestrzelić – tłumaczył jego przewodnik, Michał Lańda.
Paweł dodaje, że na ostatnim strzelaniu znów dostał ten sam pechowy karabinek, ale tym razem nie dał mu się zaskoczyć. Wziął poprawkę na ciężki spust i ustrzelił same „zielone”. – Odrobiłem lekcję! Nawet jeśli ostatecznie zajęliśmy tylko 10. miejsce, wszystko to są kapitalne doświadczenia, które zaprocentują w przyszłości – mówił Paweł, który w ostatniej chwili dostał od organizatorów „dziką kartę” na start w Pekinie.
Kolejne doświadczenie to bieganie w słońcu przy topniejącym śniegu. Przez pierwsze dni w Zhangjiakou wiał zimny wiatr i panowała temperatura minusowa. We wtorek wyszło słońce, które mocno dogrzało. – Wysokość i ciepło sprawiają, że ciężko się oddycha. Ja od czwartego kółka marzyłem o łyku wody. Tak mnie wysuszyło, że o niczym innym nie myślałem – mówił Paweł.
– Mnie też suszyło. Ja staram się krzyczeć przez cały bieg wskazówki do Pawła i dziś niemal odjęło mi mowę. Zdecydowanie obaj wolimy zimowe warunki, te dzisiejsze nadają się na spacer z rodziną. Z drugiej nie ma co narzekać. Lepsze takie warunki niż te, w których startowali tutaj olimpijczycy, czyli minus 20 stopni i porywisty wiatr – dodawał Michał.
Obaj chwalili za to przygotowanie nart przez nasz serwis, który doskonale dobrał smary. – Nasze narty jechały dużo lepiej od wielu ekip. Szkoda, że zabrakło sił, żeby to wykorzystać. Niezwykle trudno jest serwisantom dobrać odpowiednią mieszankę, wykonali chyba kilkadziesiąt prób – mówili.
W ich biegu pierwszych pięć miejsc zajęli biegacze z Ukrainy. Zwyciężył Witali Łukjanienko, który zdobył swój ósmy złoty medal paraolimpijski. – Niezwykle ich szanujemy i staramy się podpatrywać. To wyjątkowi profesjonaliści. Sam fakt, że podczas startów potrafią wyłączyć myślenie o tym co dzieje się w ich ojczyźnie, z bliskimi zasługuje na podziw. Ale ilekroć widzimy ich na siłowni podczas Pucharu Świata czy tutaj, widzimy że nikt nie zasuwa bardziej od nich. Potem widać efekty na trasie. Przewodnik Łukjanienki musiał pobiec na skróty w końcówce, bo nie nadążał za swoim zawodnikiem – mówił Paweł.
– Widać, że przewodnik z zawodnikiem są u nich bardzo ze sobą zżyci. Są dla siebie wręcz przyjaciółmi. A kto jest zgrany ze sobą w życiu, jest zgrany i na trasie. My z Pawełem startujemy razem już cztery lata i też jesteśmy sobie coraz bliżsi. A także z Piotrkiem Garbowskim i jego przewodnikiem Kubą Twardowskim. Tworzymy zgrany, lubiący się team. I wierzę, że zobaczymy jeszcze tego efekty – stwierdził Michał Lańda.
Źródło: PKPar
Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paraolimpijski